SZLAKIEM LUZARCZYKÓW – KAMESZNICA, FAJKÓWKA, BARANIA GÓRA
Kamesznica 18-19 maja 2019 r.
Obiecaliśmy sobie, że wrócimy do Kamesznicy tak szybko, jak to będzie tylko możliwe, więc już po pięciu miesiącach jesteśmy tutaj z powrotem, ale w jakże odmiennej aurze. Kiedy wyjeżdżaliśmy stąd w styczniu tego roku niebo żegnało nas obfitymi opadami śniegu, teraz przywitało nas lazurowym kolorem i letnim wprost słońcem. We wspaniałych nastrojach rozpoczęliśmy powrót na szlak Luzarczyków, który w latach naszej młodości wiódł nas beskidzkimi ścieżkami. Postanowiliśmy w rzeczywistości oraz we wspomnieniach powrócić do tych miejsc i temu też poświęcony był nasz wyjazd. Powrót do przeszłości rozpoczęliśmy od dotarcia samochodami (dzisiaj jest już to możliwe) na przysiółek Kamesznicy zwany Fajkówką, leżący dość wysoko poza wioską, na czarnym szlaku z Kamesznicy Złatnej na Baranią Górę. To tutaj, na Fajkówce w 1984 r. odbyło się pierwsze (i jedyne) samodzielne zimowisko Trzebińskiej Drużyny Harcerskiej „SZLAK”, działającej w ramach Kręgu Instruktorów Harcerskich im. ks. hm. Mariana Luzara „Czarnego Kruka” w Trzebini. Nie do pobicia był zorganizowany podczas tego pobytu zimowy nocleg pod gołym niebem (ale przy ognisku), po którym nikt nie miał nawet kataru. Nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach! Ale wracając do naszej wycieczki, to na Fajkówce praktycznie nic się nie zmieniło, te same trzy budynki i źródełko na polanie. Żyją nawet jeszcze ludzie pamiętający tamte czasy. Niestety, nasz dawny gospodarz był nieobecny w, ale może jeszcze kiedyś spotkamy go na Fajkówce. Część z nas nie mogła iść w góry, więc pożegnawszy się wyruszyliśmy w kilka osób na Baranią Górę, na której tyle razy byliśmy w młodości. Trudy wędrówki wynagradzały nam bajeczne widoki, a atrakcją w okolicach szczytu był leżący jeszcze miejscami śnieg. Na samym wierzchołku Baraniej Góry obowiązkowo musieliśmy wejść na wieżę widokową, skąd roztaczała się niesamowita panorama Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. W drodze powrotnej z Baraniej Góry zaszliśmy do schroniska na Przysłopie, gdzie po krótkim odpoczynku, ruszyliśmy dalej żółtym szlakiem do Kamesznicy Górnej. Na tym jednak nie koniec atrakcji na szlaku. W drodze powrotnej dopadła nas, wprawdzie krótka, ale rzęsista ulewa. Nikt się jednak tym nie przejmował, więc w błocie po pas, rozkopanym przez budowlańców, ale znowu w pełnym słońcu dotarliśmy na naszą kwaterę. Wieczorem, jak zwykle, biesiada przy grillu, a nad nami pełnia księżyca, jaką tylko można widzieć w górach. Do późnych godzin nocnych, przy gitarze i śpiewie upłynął nam ten majowy dzień. Na drugi dzień, do południa, jedziemy do Koniakowa. Tam wspaniała gawęda właściciela Muzeum Koronki i zakupy regionalnych wyrobów rzemieślniczych. Po obiedzie, już w drodze do domu, wybraliśmy się do Ciśca z wizytą do Gienka Śleziaka, naszego przyjaciela z młodości, którego poznaliśmy w 1983 r. podczas drugiego, samodzielnie zorganizowanego przez Krąg Instruktorów Harcerskich im. ks. hm. Mariana Luzara „Czarnego Kruka”, obozu w Kamesznicy Złatnej. Gienek, jak przystało na rodowitego górala, przywitał nas wraz z małżonką w tradycyjnym stroju góralskim. O gościnności góralskiej nie da się opowiedzieć, trzeba to przeżyć, a wspomnieniom nie było końca. Niestety, musieliśmy wracać do Trzebini, więc wieczorem z żalem serca pożegnaliśmy te gościnne tereny i ich mieszkańców.